sobota, 13 listopada 2010

Redłowskie armaty, czyli 11 Listopada na dwóch kołach

Wizyta na redłowskich działach artyleryjskich w dniu Narodowego Święta Niepodległości stała się już niejako naszą małą tradycją. W zeszłym roku też jechaliśmy tą trasą i nawet aura była podobna. Nie to, że patriotyzm kojarzy mi się li tylko z wojną czy wojskiem, bynajmniej i nie daj Boże ! Miłość do ojczyzny to rzecz subiektywna, osobista, intymna wręcz, zresztą temat na odrębną i długą dyskusję. No ale, podciągnijmy te gdyńskie armaty pod historię wojskowości, historię w ogóle, a stąd już do powszechnie przyjętej definicji patriotyzmu rzut beretem. Tak więc, nie w smak nam było tego uroczystego dnia tłuc faszystów w stolicy (choć brzmiało zachęcająco) – do Warszawy jednak kawałek jest, a nasze kolana, co wstyd przyznać, leniuchowały ostatnio okrutnie....
Mimo, iż sam odcinek zaplanowanej trasy nie był długi, to jednak wymagający: strome wzniesienia, sterty liści, teren usłany zwalonymi pniami. Wymagało to od nas nie tyle dynamicznego pedałowania, co przede wszystkim zwinnego skakania z rowerem po pachą i ustabilizowanych pozycji przy schodzeniu z urwistych skarp. Po pokonaniu kilku wzniesień za polanką redłowską naszym oczom ukazał się krajobraz iście militarny – wyłaniające się z ziemi kopułki strzelnicze, wybetonowane okopy, a najwyżej - stanowiska ogniowe, po renowacji pomalowane w tzw. panterkę (niestety tu i ówdzie zapaćkaną przez mało uzdolnionych plastycznie grafficiarzy).
Gdyńska Bateria Artylerii Stałej była pierwszą ze zbudowanych po wojnie baterii nadbrzeżnych i formowała się w ramach 31 Dywizjonu Artylerii Nadbrzeżnej. Cały ten kompleks wojskowy miał za zadanie chronić port wojenny w Gdyni przed ewentualnym atakiem od strony morza. Prace budowlane rozpoczęły się w czerwcu 1947 roku. Bateria składała się z 4 stanowisk dla dział kalibru 130 mm. Do 1957 roku powstało również kilka obiektów pomocniczych: podziemnych schronów, stanowisk dowodzenia i kierowania ogniem, elektrowni, magazynów amunicji oraz wieża obserwacyjna widoczna tuż za zasiekami, na terenie pobliskiej jednostki wojskowej, dość uparcie i gorliwie chronionej przez pewnego małomównego acz stanowczego w działaniu pana (o czym mieliśmy okazję przekonać się w zeszłym roku...). W latach 80 stanowisko ogniowe nr 2 na skutek erozji gleby osunęło się z klifu i spoczywa sobie obecnie dostojnie na zboczu skarpy. Pozostałe trzy są dostępne dla zwiedzających.
Dzięki zaangażowaniu Pomorskiego Stowarzyszenia Ochrony Fortyfikacji REDUTA, Pomorskiego Forum Eksploracyjnego oraz Rady Dzielnicy Redłowo i Marynarki Wojennej zaniedbane wcześniej stanowiska artyleryjskie odnowiono i częściowo zrewaloryzowano w latach 2005-2007.
Mimo, iż sama bateria wojenki nie zasmakowała (i oby nie miała okazji), to sprawia wrażenie autentycznej wojskowej atrakcji. To lekcja historii w terenie i "na żywo", co nie zdarza się nawet w muzeum, bo tam panują sztuczne warunki. Tu otoczenie i cały kompleks jest prawdziwy i dostępny dla każdego. Pozostaje mieć tylko nadzieje, że przetrwa jak najdłużej i nikt go nie zdewastuje.

Gdynia Redłowo - działa artyleryjskie at EveryTrail
EveryTrail - Find hiking trails in California and beyond

---
Relacja z zeszłorocznej wycieczki - link -

Ciekawe strony:
- Baterie Artylerii Stałej
- Fortyfikacje Pomorza Gdańskiego

niedziela, 17 października 2010

Niedzielne wypady nad jez. Marchowo oraz jez. Wysockie (Osowa)

26.09.2010 – jezioro Marchowo+ tor crossowy na Witominie
03.10.2010 – jezioro Wysockie

Obie trasy dość szybkie, dominuje teren odkryty, odcinki polne, mało wyboiste, niewiele dróg leśnych, równie mało asfaltowych.

Powrót znad jeziora Wysockiego – szlakiem Źródła Marii. Szlak początkowo wygodny, potem zagłębia się w las. I tak jak w mieście odczuwalna jest już powoli aura jesienna, to po przekroczeniu skraju lasu, znikają jakiekolwiek wątpliwości, co do obecnej pory roku. Zasypane liśćmi ścieżki, drzewa mieniące się wszystkimi odcieniami złota – widok piękny. Takie okoliczności wymuszają jednak wolniejszą jazdę, nie wiadomo bowiem co dokładnie znajduje się pod płaszczem liści, czy nie najedziemy na wystający korzeń lub wpadniemy w głębszą nierówność. Tu również trasa nie wymagała kondycji, raczej z górki, 2x trzeba było zsiąść z roweru. Pierwszy raz aby rower sprowadzić dość pochyłym zejściem, oraz drugi raz aby dać większego kroka na drugą stronę niewielkiego strumyka. Szlakiem dojechałem do kapliczki z pomnikiem Najświętszej Marii Panny. Dalej szlak prowadzi na Górę Studencką (180m n.p.m.), ja jednak pojechałem prosto asfaltem wzdłuż obwodnicy (nie wiedziałem o tej górze, teraz żałuję, że nie trzymałem się szlaku).

Wracając natomiast z wycieczki wokół jeziora Marchowo odwiedziliśmy jeszcze niedawno powstały rowerowy tor crossowy na Witominie. Niełatwo było go znaleźć, brak jest normalnego zejścia.. jedynie bardzo stroma wydeptana ścieżka wśród krzaków. Jak się już dostaniemy na dół, widzimy, że obiekt jest zadbany, są platformy z drewna, małe trybuny, tablica z regulaminem korzystania, w sumie przejedziemy 11 przeszkód i 10 band. Po jednorazowym zjeździe jednomyślnie uznaliśmy, że to sport nie dla nas (bardziej interesująca wydawała się wersja pod górkę – nie starczyło już jednak czasu).

Dystans:

- trasa wokół jez. Marchowo – 40km (w tym tor crossowy)

Wokół jez.Marchowo at EveryTrail
EveryTrail - Find the best

- trasa wzdłuż jez. Wysockiego – 30km

Wzdłuż jez.Wysockiego at EveryTrail
EveryTrail - Find the best

niedziela, 26 września 2010

Ognisko nad jeziorem Marchowo

Pt wieczór, 24.09.2010.
Odległość: 16km w jedną stronę.
Trasa biegnie maksymalnym skrótem z Witomina na Bojano (90% to drogi polne i leśne, 10% asfaltem). Na wysokości Kielna dołącza do nas pozostała część ekipy i razem kierujemy się nad jezioro Marchowo w poszukiwaniu miejsca na ognisko. Drewno mieliśmy własne (jedna osoba była samochodem) więc z rozpaleniem nie było problemu. Wokół cisza i spokój, czasem w krzakach słychać było jakieś zwierzę, troszkę dalej przebiegł lis, jeden podszedł nawet dość blisko, i albo był oswojony albo wściekły bo nasze próby przepłoszenia nie bardzo na nim robiły wrażenie.. W końcu sobie poszedł.. Możliwe, że przyciągnął go zapach pieczonych kiełbasek. Na świeżym powietrzu jednak tak wszystkim smakowały, że lisowi się nie dostało ani kawałka..
Powrót tą samą drogą którą przyjechaliśmy.. Trzeba przyznać, że prognozy się sprawdziły i pogoda dopisała, niebo było bezchmurne.. odcinki leśne bezwietrzne ;-) a w odkrytym terenie czasem wiał nawet ciepły wiatr.. Wypad na tyle udany, że na pewno go jeszcze powtórzymy.. :-)

Linki: - mapa -

jez.Marchowo - ognisko at EveryTrail
EveryTrail - Find trail maps for California and beyond

niedziela, 12 września 2010

Na skróty z Koleczkowa

Ndz. 12.09.2010. Kolejny piękny, słoneczny dzień. Wróciło lato! :-)
Na dziś zaplanowałem sobie krótki wypad na 3h, ok 40km.
Celem było sprawdzenie kilku ścieżek do późniejszego wykorzystania przy planowaniu dłuższych tras. Jak dotąd drogę przez Koleczkowo na Witomino przyszło mi pokonywać nie raz i zawsze kto by wycieczkę nie prowadził cisnęliśmy asfaltem prawie do samego Chwarzna.. Dzisiaj udało mi się sprawdzić alternatywną trasę, wiodącą polnymi ścieżkami a do tego krótszą.. Całość okazała się przejezdna, żadnych ślepych uliczek, niewiele wzniesień, trasa szybka. Na pewno wykorzystam przejechane odcinki planując przyszłe wycieczki.. polecam!

Fotki w galerii wydawać się mogą troszkę nużące.. starałem się ująć nawierzchnię pokonywanych ścieżek, także na zdjęciach same drogi :-P

Linki: - mapa -

Na skróty z Koleczkowa at EveryTrail
EveryTrail - Find trail maps for California and beyond

sobota, 11 września 2010

Light ścieżkami rowerowymi na PGE Arena Gdańsk

Ndz. 05.09.2010r. Deszczowy ranek wymusił na nas zmianę planów. O godz. 8.30 zdecydowaliśmy, że odpuszczamy planowane na dziś Gniewino. Nikomu nie uśmiechały się zmagania z błotem na leśnych ścieżkach.. Od godz. 10.30 zaczęło wypogadzać się. Postanowiliśmy przeczekać i wybadać kierunek zmian pogodowych w ciągu najbliższej godziny.
Ponieważ było coraz słoneczniej o g.12.00 wyruszyliśmy na wycieczkę. Najsensowniejszą trasą po tak intensywnych opadach wydawały się ścieżki rowerowe.
Wyruszyliśmy z Gdyni Redłowo na wysokości przystanku SKM. Początkowy odcinek pokonaliśmy wzdłuż głównej drogi, w Sopocie wbiliśmy się na ścieżkę rowerową. Ruch był mały, więc jechało się bardzo komfortowo.
Ścieżka skończyła się w Nowym Porcie przy Urzędzie Celnym. Objeżdżając ogrodzony teren dookoła dotarliśmy do Latarni Morskiej. Nieco dalej odwiedziliśmy będący w budowie stadion PGE ARENA Gdańsk.
Na powrót do Gdyni wybraliśmy na przemian przeplatające się chodniki i ścieżki rowerowe wzdłuż głównej drogi przecinającej Trójmiasto.
Wycieczka krótka ale cel osiągnięty - rozprostować nieco stare kości :-P.

Odwiedzone obiekty:

1. Historyczna Latarnia Morska w Gdańsku

źródło: www.trojmiasto.pl
Zbudowana w latach 1893-94, mierzy 27 metrów wysokości. Od początku służyła potrójnemu celowi: jako latarnia morska, wieża pilotów portowych i baza słynnej Kuli Czasu, której podniesienie i spadek w każde południe pozwalało kapitanom statków stojących na redzie portu na precyzyjne nastawianie chronometrów okrętowych, niezbędne dla dokładnej nawigacji.
Latarnia Morska w Gdańsku przeszła do historii światowej, gdy 01.09.1939r. o godz. 4:45 rano (dwie minuty przed pancernikiem "Schleswig-Holstein") strzałami z niej w kierunku polskiego Westerplatte Niemcy rozpoczęły II Wojnę Światową.
Obecnie Kula Czasu opada 5x dziennie o godz. 10, 12, 14, 16 i 18. Ma średnicę 1,7m i waży 70kg. Latarnia dostępna jest dla zwiedzających odpłatnie.
www:
http://latarnia.gda.pl/pl/index.php
http://www.trojmiasto.pl/1
http://www.trojmiasto.pl/2
http://www.trojmiasto.pl/3

2. PGE Arena Gdańsk

źródło: www.bieg2012.pl
Kraj: Polska
Miasto: Gdańsk
Klub: KS Lechia Gdańsk
Pojemność: 44 000 widzów
Wymiary: 236 x 203 x 45 metrów
Powierzchnia działki: 33,9 ha
Powierzchnia użytkowa: 36 600 m2
Projekt: RKW Rhode Kellermann Wawrowsky
Czas budowy: 2008 - 2010
Koszt: 645 mln zł
W ramach rozgrywek mistrzostw europy w roku 2012 odbędą się tu 3 mecze grupowe i 1 mecz ćwierćfinałowy
www:
http://pgearenagdansk.pl/
http://bieg2012.pl

Będąc w tamtych rejonach warto zapuścić się nieco dalej i odwiedzić Twierdzę Wisłoujście oraz Westerplatte. (-link do relacji z takiego wypadu z 2009r.-)

Pokonany dystans: 42km
Linki: - mapa - galeria -

Light ścieżkami rowerowymi na PGE Arena Gdańsk at EveryTrail
EveryTrail - Find the best hikes in California and beyond

środa, 1 września 2010

Skocznia narciarska, której już nie ma, czyli liczenie szprych na Szlaku Wzgórz Szymbarskich

Dolina Radości jest jednym z najbardziej urokliwych miejsc Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. To właśnie tutaj w 1932 roku wybudowano największą na Pomorzu skocznię narciarską, z rozbiegiem o długości 10 metrów. Jeszcze w latach 50-tych odbywały się na niej zawody sportowe, lecz dzisiaj po drewnianej konstrukcji pozostały jedynie  wspomnienia i stare fotografie.
Gdy po raz pierwszy przeczytałem o starej skoczni oliwskiej sądziłem, iż na dalekiej północy jednak można się poczuć jak na dalekim południu. Gdańsk to wprawdzie nie Zakopane, a i Małysza fruwającego po trójmiejskim niebie daremnie wypatrywać, ale, pomyślałem z dumą, Wybrzeże to morza szum, ptaków śpiew i… na nartach latają. Słowem, cała Polska w jednym miejscu. Rozczarowanie przyszło jednak szybko - skocznia, owszem była, ale dawno temu...
Do Doliny Radości dostać się można m. in. czarnym Szlakiem Wzgórz Szymbarskich. Rozpoczynamy więc z kolegą Szuszonem naszą wyprawę w Sopocie, w niedzielne popołudnie, po niedzielnym obiedzie i weekendowym lenistwie, bez kasków, bez błotników, zadowoleni z siebie, a jakże...
Podjazd na Łysą Górę to tylko rozgrzewka przed tym co nastąpić musi. W lesie czekają na nas bowiem strome serpentyny i niebezpieczne dla szprych i przerzutkowych wózków zjazdy. W pewnych miejscach widać, jakie spustoszenie czyni silny wiatr - zawalone drzewami drogi, wszechobecne gałęzie owijające się wokół kół i wypełnione błotem koleiny po paru minutach pedałowania już nas nie dziwią. Strome i śliskie podjazdy to dla nas znak, że rower wrzucamy na plecy i heja ! Dalej w górę na piechotę. Uroku wyprawie dodaje siarczysty deszcz, który wali na nas niemiłosiernie w rejonie tzw. Wzniesienia Marii. Cóż, nikt z nas nie spodziewał się takiego obrotu sprawy (przy tym niedzielnym obiadku), no, ale jak już cisnąć, to na całego. Błoto na twarzy podobno pomaga na cerę.
Nimbostratusy w końcu znikają za horyzontem, a my docieramy na wzgórze, zaraz przed stromym zjazdem do Doliny Radości. Naszym oczom ukazuje się parujący las - widok naprawdę niesamowity, który uświadamia mi, że warto było tu się wczołgać na dwóch kołach. Jak wynika z mapy niedaleko powinna znajdować się stara skocznia - szukam więc, już bez roweru, w gęstwinie jej śladów. Szuszon, przemoczony, czeka cierpliwie na dole, a ja błądzę, błądzę i nic - pod stopami tylko stroma góra, dookoła - młode drzewka. Wyraźnie zawiedziony wracam z powrotem i odjeżdżamy. Odbyta parę chwil później rozmowa z panem działkowiczem, tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że po obiekcie nic już nie zostało, choć jeszcze w latach 80-tych znajdowały się na wzniesieniu drewniane elementy skoczni.
Szkoda, że nikt nie zadbał o ochronę tej zabytkowej konstrukcji sportowej - byłaby to jedna z najciekawszych, bo nietypowych atrakcji turystycznych naszego regionu. Z kolei budowa skoczni narciarskiej, ale już w nowoczesnej formie (a takie pomysły się pojawiły), może okazać się szkodliwa dla ekosystemu Doliny Radości i słusznie, że władze TPK nie chcą na nią wyrazić zgody.
Co do czarnego Szlaku Wzgórz Szymbarskich to należy stwierdzić, iż tylko wyostrzyliśmy sobie na niego apetyt. Nota bene początki trasy winny nosić nazwę "Wzgórz Trójmiejskich", bo zanim się do Szymbarka dojedzie to łydy dwukrotnie zwiększają swoją objętość. Przebycie niewielkiego odcinka (raptem 12 km ze 121) do Oliwy było trudne, gdyż aura i nadmorskie wicherki znacznie skomplikowały sprawę. No ale cóż mogę teraz napisać... Przecież o to chodziło! W końcu nie należymy do osób, które po niedzielnym obiedzie lubią poleniuchować.

Galeria

wtorek, 31 sierpnia 2010

Wyprawa na wyspy Uznam i Rugia

Odległość: ok.300km
Trasa: Świnoujście – Karlshagen – Peenemunde – Freest – Loissin – Greifswald – Stahlbrode – Glewitz – Zicker – Garz – Pitbus – Sellin – Sassnitz – Hagen – Sagard – Lietzow – Bergen – Garz – Gustow – Stralsund
Grupa: Trzy osoby
Nasz sprzęt: Przyczepka Extrawheel + sakwy. Na przyczepce wieźliśmy 4 os. namiot oraz wyposażenie moje i kolegi Janusza . Reszta była w sakwach. 

Nasza wyprawa na wyspy Uznam i Rugia zakończyła się prawie pełnym sukcesem. Zabrakło nam jednego dnia aby zwiedzić drugą część wyspy Rugia i skalisty przylądek Kap Arkona. Spowodowane to było 3 godzinnym opóźnieniem przy podróży pociągiem z Gdyni do Starogardu Szczecińskiego a następnie niewielkimi komplikacjami przy połączeniu pomiędzy Starogardem a Świnoujściem.

Pogoda dopisywała prawie przez całą wyprawę, oprócz ostatniego dnia kiedy to w środku lasu zaskoczyło nas oberwanie chmury. Przez pozostałe dni temperatura była optymalna a niebo na tyle pochmurne że słońce nie męczyło.

Wstawaliśmy przeważnie przed 9.00 rano aby móc jak najwięcej przejechać. Jednak częste postoje w celu podziwiania widoków oraz nieudane próby skracania drogi powodowały że z końcem dnia trzeba było nadrabiać kilometry.

Nocowaliśmy na polach namiotowych(m.in. przed Kalrshagen i w Hagen). Tu trzeba dodać, że znacząco się one różnią od naszych. Oprócz takich rzeczy jak prysznice z ciepłą wodą można było np. obejrzeć film kinie. Cena od osoby + namiot wahała się od 8-13 Euro za dobę. 
Miejsca które warto zobaczyć to na pewno Peenemünde i NatrionalPark Jasmund. W Peenemünde w czasie II wojny światowej mieścił się niemiecki ośrodek badań nad nowymi broniami III Rzeczy m.in. nad broniami V-1 i V-2. Obecnie jest tam muzeum które można zwiedzić(tu muszę uprzedzić że jego zwiedzanie zajmuje ok. 2 godz). W Parku Jasmund za cenę 8 euro można wejść na najwyższy klif(Königsstuhl) i podziwiać okazałe kredowe wybrzeże klifowe. Znajduje się tu także najwyższe wzniesienie Rugii – Piekberg (161 m n.p.m.). Podjazd z przyczepką na to wzniesienie był nie lada wyzwaniem.

Na pochwałę na pewno zasługują dobrze przygotowane trasy rowerowe. Są one świetnie oznaczone. Wielokrotnie są to wydzielone trasy asfaltowe, które wiją się wzdłuż normalnych dróg. Na samej wyspie można spotkać autobusy z wydzielonymi przyczepkami na rowery(coś czego nie uraczymy w Polsce)

Podsumowując wyprawa była udana a samą trasę można uznać za bardzo dobrą dla rowerzystów. Oczywiście nie udało nam się zwiedzić wszystkiego. Może to i dobrze? Wciąż mam powód, żeby tam wrócić.

środa, 25 sierpnia 2010

Lębork - Gdynia (szlakiem niebieskim)

Odległość: 85km
Pierwszy sklep po: 40km(!)
Koszt biletu SKM: 9zł + 1zł rower
Trasa: Lębork - Barłomino - Milwino - Dąbrówka - Przetoczyno - Sopieszyno - Nowy Dwór Wejherowski - Bieszkowice - Koleczkowo - Chwarzno - Witomino.

Trasy nie udało się nam zakończyć zgodnie z planem. Ze względu na spore opady deszczu zdecydowaliśmy się pokonać ostatnie kilometry drogami asfaltowymi.

Zacznijmy jednak od początku.
Ndz. g.9:59, SKMką ruszamy z Gdyni Redłowo. Na jednym z kolejnych przystanków dołącza reszta grupy.. W Lęborku jesteśmy o godz. 11.20. Peron opuszczamy w jedynym możliwym kierunku.. okazuje się jednak, że jesteśmy po złej stronie torów.. W pierwszym lepszym miejscu przeprawiamy się na właściwą stronę i trochę po omacku ruszamy w kierunku gdzie GPS wskazuje początek ścieżki rowerowej Lębork. Początek jest łatwy. Nawierzchnię stanowią ułożone w lesie betonowe płyty. Pogoda jest piękna, bardzo słonecznie i ciepło. Deszczowe prognozy na popołudnie wydają się być niewiarygodne. Ścieżka rowerowa szybko się kończy, po zmianie nawierzchni z ubitej na typowo leśną wnioskujemy, że wjechaliśmy właśnie na szlak rowerowy niebieski, zaraz też pojawiają się oznaczenia z rowerem w tym właśnie kolorze. W krótkim czasie pojawiają się pierwsze trudności..
mocno grząski piasek na ścieżce wymusza na nas zejście z rowerów i przejście tych kilkuset metrów prowadząc nasze jednoślady. Jak się okazało, takich odcinków dalej również nie brakowało.. w sumie było ich ok 3ch-4ch. Pierwszy dłuugi podjazd sprawił nam frajdę.. w końcu można się było troszkę zmęczyć.. drugi budził już mniejszą radość, a kolejne przywodziły na myśl czarny scenariusz, jak to do domów wracamy w okolicach północy..
Podjazdów było naprawdę sporo, poza jednym wszystkie do zaliczenia, choćby na najlżejszym przełożeniu.. Trzeba od razu zaznaczyć, że trasa bogata była w tej samej proporcji w zjazdy, równie dłuuugie, na których udawało nam się rozwijać niezłe prędkości.. Upalna pogoda oraz spory wysiłek związany z pokonywanymi kolejnymi wzniesieniami spowodował, że dość szybko wysuszyliśmy swoje bidony. Wkrótce też zgłodnieliśmy. Przerwę na drugie śniadanie odwlekaliśmy jednak w nadziei, ze w krótce będziemy mijać jakiś sklep, gdzie uzupełnimy zapasy wody. W końcu nie wytrzymaliśmy i o godz. 14.30 zatrzymaliśmy się na małe 'am'. Pierwszy sklep na szlaku mijaliśmy dopiero o godz. 16.30, tj. po 40km(!) - we wsi Barłomino. Kolejny sklep  odwiedziliśmy we wsi Milwino. Od ok godz. 15.00 dochodziły nas odgłosy burzy, gdzieś w oddali. Mieliśmy cichą nadzieję, że przejdzie bokiem.
Jednak jak o 17.00 lunęło, to w kilka minut nie było na nas suchej nitki. Ponieważ las nie jest najlepszym miejscem na przeczekanie burzy, przyśpieszyliśmy nieco, żeby znaleźć lepsze miejsce na schronienie. Tempo dla odmiany nadawała Kasia, która jakiś czas temu uznała, że wycieczka jest zdecydowanie za długa i tak jak dotąd zamykała grupę kontemplując piękne okoliczności przyrody w wygodnym dla siebie tempie tak teraz nasuwały się podejrzenia, czy czasem nie ma gdzieś zamontowanego silniczka. Schronienie udało nam się znaleźć w pobliskim gospodarstwie. Wjechaliśmy bez pytania w jedyne otwarte wrota przy stodole. Jak się okazało, był to garaż, otwarty bo zaraz miał pojawić się gospodarz domu. Gospodyni jak nas zobaczyła, zaprosiła do środka, pozwoliła przeczekać deszcz w przedsionku :-). Gdy grzecznie poinformowaliśmy, że my w tym garażu możemy przeczekać, oznajmiła nam, że woli mieć nas na oku ;-). Poza tym była bardzo miła, a i gospodarz jak wrócił oferował nam transport z rowerami do samej Gdyni (odpłatnie oczywiście). Ambitnie stwierdziliśmy, że taka wersja powrotu jednak nie wchodzi w grę...
Ponieważ całkiem nie chciało przestać padać, ruszyliśmy dalej w lekkim deszczu. Wystarczył krótki odcinek w błocie i przenikającym przemoczone ciuchy chłodnym wietrze, żeby nasze myśli skierowały się w kierunku maksymalnego uproszczenia dalszego odcinka dzielącego nas od domów. Jak się okazało, niektórzy mieli to szczęście na wyciągnięcie telefonu komórkowego. We wsi Dąbrówka, część grupy z lepszym zapleczem technicznym, przesiadła się na cztero-kołowy środek transportu i wygodnie pomknęła na gorącą herbatę do domu.
Ja z Mateuszem również postanowiliśmy docisnąć nieco szybciej do Gdyni. W ramach upraszczania odpuściliśmy planowaną trasę wiodącą lasami, a dokładnie dalszy kawałek szlakiem czerwonym, i krótki odcinek czarnym - zamiast tego zdecydowaliśmy się nadłożyć trochę km ale w szybszym tempie poruszać się drogami asfaltowymi.

Dalej właściwie nie ma co opisywać, bo poza mokrymi gaciami (jazda bez błotnika) i wszechobecnym błotem na rowerach i na nas, nic się nie działo. Na Witominie byliśmy o godz. 21.05 :-)

Trasa na pewno ciekawa, warto jednak wyruszyć o wcześniejszej porze, zabrać duuużo napojów, no i zamówić słoneczną pogodę na cały dzień.

Zauważyliśmy również, że szlak którym się poruszaliśmy (niebieski) dostępny na stronie leśnictwa, przedwcześnie sugeruje jazdę na południe (ok 2km za wsią Milwino) - nie ma tam przejazdu. Z lektury map GoogleEarth, można przypuszczać, że nieco dalej jest ścieżka, która pozwoli wrócić na ślad udostępniony przez leśnictwo. My poruszając się dalej za Dąbrówką wróciliśmy na szlak oznaczony niebieskim rowerem. Możliwe, że szlak ten kiedyś przebiegał właśnie tamtędy, bo kompletnie nie pokrywał się ze śladem na GPSie wg którego mieliśmy pierwotnie się poruszać.

Linki: - mapa - galeria - opis szlaku na stronie Nadleśnictwa Lębork -

Lębork - Gdynia (szlakiem niebieskim) at EveryTrail


Plan your trips with EveryTrail Mobile Travel Guides

czwartek, 19 sierpnia 2010

Kołami do góry nad jeziorem Kamień

To była słoneczna niedziela - pogoda w sam raz na to, aby opaloną podczas pedałowania facjatę wymoczyć z ulgą w rześkiej wodzie jeziora Kamień.
Frekwencja dopisała i to grubo, nie doceniliśmy widocznie sympatyków dwóch kółek zgromadzonych wokół Grupy Rowerowej Trójmiasto, z którym mieliśmy niewątpliwą przyjemność podróżować tego dnia. Silną ekipą 38 solidnie "uzbrojonych" rowerzystów ruszyliśmy na oliwskie ulice (gdańscy kierowcy mieli szczęście,że w roli dyrygentów ruchu wystąpili tego dnia policjanci). Droga wiodła asfaltem i lasem, polną ścieżką i łąką, a kilometry upływały nam pod kołami w przyjemnej atmosferze rozmów i wymiany własnych doświadczeń z uczestnikami wycieczki. Tempo podróży cechowały interwały: zdarzały się nieliczne strome podjazdy, ale i odcinki na pustych szosach, gdzie naprawdę można było rozwinąć rowerowe skrzydła.
Spragnieni orzeźwienia dotarliśmy nad jezioro Kamień, aby w pełni zrelaksować się w wodach tego popularnego akwenu. Każdy spożył co tam miał dobrego, po czym ruszyliśmy w drogę powrotną. Część odbiła wcześniej na Gdańsk, a my, z resztą docisnęliśmy na Witomino i do Orłowa, gdzie zakończyliśmy wyprawę.

Ta niedzielna wycieczka stała się dla nas okazją do spotkania ludzi, którzy tak jak my uwielbiają wyprawy na dwóch kołach i aktywne spędzanie czasu oraz, dla mnie osobiście, poznania tajników mechaniki rowerowej. Wiemy teraz także jak profesjonalnie organizuje się wyprawę rowerową z dużą liczbą uczestników, aby wszyscy bezpiecznie wrócili do domu. Miłe towarzystwo, piękna pogoda i rower - czego można chcieć więcej ?

Linki: - mapa - galeria -

Gdynia - Oliwa - jez.Kamień at EveryTrail


Plan your trips with EveryTrail iPhone Travel Guides

czwartek, 12 sierpnia 2010

GdyniaRippers na Trójmiasto.pl

Wypłynęliśmy na szerokie wody internetu: relację z wypadu do Grot Mechowskich możecie przeczytać tutaj. To wszystko dzięki uprzejmości Krzysztofa Kochanowicza, redaktora działu rowerowego portalu Trójmiasto.pl i założyciela Grupy Rowerowej Trójmiasto. W planach również wspólna wycieczka z GRT w najbliższą niedzielę. Czas pozrywać łańcuchy !

środa, 4 sierpnia 2010

Nocny patrol Gdynia - Jastarnia

30.07.2010, Pt, g.23.00 Startujemy spod szlabanu w Gdyni Chyloni, ul.Pucka. Pogoda dopisuje, jest ciepło, bezwietrznie, jedynie pęd powietrza w czasie jazdy trochę chłodzi. Jest to nasza pierwsza dłuższa wycieczka nocna..Liczymy na mocne wrażenia.. :-) Na pierwsze nie trzeba było długo czekać.. zaraz po dojechaniu na miejsce zbiórki przy szlabanie okazało się, że nie mamy trasy w GPSie.. z jakiegoś powodu przy wrzucaniu śladu na odbiornik, trasa został ucięta i kończy się troszkę za Rzucewem..! po chwili paniki, przyszła refleksja, że przecież tak prostej trasy nawet bez lampek nie można byłoby zgubić! Ruszyliśmy więc w drogę.. Z mocnych wrażeń to właściwie było pierwsze i ostatnie.. ;-)
Wręcz spacerowym tempem dojechaliśmy do doliny Moście Błota. Tu naszą uwagę zwróciło znajdujące się przed nami bardzo mocne źródło światła. Jak się okazało, mimo nocnych godzin, trwał właśnie w najlepsze remont biegnącej tamtędy drogi. Kawałek za Mrzezinem 'wbijamy się' na szlak Krawędzią Kępy Puckiej (niebieski), który poprowadzi nas do samego Pucka. Wcześniej jednak, o godz. 1:20 dojeżdżamy do Rzucewa.
Na molo przy znajdującym się tam zamku robimy pierwszą przerwę na małe 'am'.Nawet tu nie czuć było wiatru. Tafla wody gładka jak na jeziorze.
Dalej szlak prowadził nas na przemian, troszkę krawędzią plaży, lasem i wąską ścieżką skrajem pól uprawnych. Na tym odcinku czekało na nas kilka wzniesień z których trzeba było rowery sprowadzić, by potem spowrotem wspiąć się na górę. Na odcinku leśnym było troszkę błota i kładka nad strumieniem do pokonania.. Po całym tygodniu deszczowej pogody spodziewaliśmy się jednak trudniejszego terenu w tamtym miejscu.. Zadowoleni dojechaliśmy tak do Pucka (g.2:30).. Tu dochodzą nas basy z pobliskiej dyskoteki, slalomem mijamy ledwo trzymających się na nogach imprezowiczów i kierujemy się na kolejne molo. Tu krótka przerwa na foty i przetworzone węglowodany proste. ;-)
Za Puckiem, tak jak dotąd chłód nam zbytnio nie dokuczał, tak teraz pojawiły się gęstsze mgły i zrobiło się znacznie chłodniej (mgły miejscami towarzyszyły nam od samego początku wycieczki, pierwsza pojawiła się zaraz za Chylonią). Wtedy właśnie postanowiłem, że na kolejną nocną wycieczkę lepiej wziąć za o jedną warstwę za dużo, niż ponownie zmarznąć.. I tak te zimne prądy powietrza towarzyszyły nam prawie do samego Władysławowa. Tu ścieżka rowerowa praktycznie do Jastarni wyglądała tak samo.. z prawej strony zieleń, z lewej strony na przemian droga i zieleń.. na początku mijaliśmy strasznie dużo pijanej młodzieży, co wymuszało jazdę slalomem i zachowanie czujności.. dalej jednak jazda stała się monotonna i wtedy doświadczyłem, że na tzw. autopilocie można jechać nie tylko samochodem.. ;-)
W Chałupach zrobiliśmy sobie kolejną przerwę (g. 4:07) na jedzenie i zdjęcia, dalej objechaliśmy otwarty dla zwiedzających szlak historii militarnej gminy Jastarnia (g.5:20).
Tu takie atrakcje jak: sztuczne przeszkody
przeciwpiechotne i przeciwpancerne a także kilka ciężkich schronów bojowych, ten na plaży otwarty, w środku jednak mnóstwo butelek i puszek po alkoholu.. Godz. 6:20 - szukamy kasy z biletami na tramwaj wodny. Kasy jednak otwierają za 2h. Udajemy się więc w poszukliwaniu miejsca gdzie można wypić kawę czy herbatę. Nawet miejscowi mieli problem by nam wskazać coś otwartego o tej porze. W końcu udaje nam się dostać kawę w hotelu "Pod Orłem".
Kawa wyjątkowo smaczna (5zł), Pani w recepcji bardzo życzliwa. Godz. 8.15 - kupujemy bilety na tramwaj (12zł + 3zł rower), i udajemy się w miejsce gdzie będzie cumował, by do czasu aż przypłynie troszkę przyciąć komara.. :-P
Rejs Jastarnia - Gdynia trwał ok 1h. Cała wycieczka od 22.30 - 11.30.

Odległość Gdynia Chylonia - Jastarania: 60km
Odległość pokonana tramwajem wodnym: 20km
Bilet na tramwaj wodny Jastarnia - Gdynia: 12zł + 3zł rower

Cała trasa łatwa, do pokonania bez problemu również na rowerze trekkingowym.. nie sprawi problemu nawet MWR'om.

Linki: - mapa - galeria -


Nocny patrol Gdynia - Jastarnia at EveryTrail


Plan your trips with EveryTrail Mobile Travel Guides

niedziela, 1 sierpnia 2010

Z rowerem pod pachą: 3 nowe wygibasy

Pierwszą pozycję prezentuje Krzysiek: nie masz jeszcze dwóch kółek, bo Cię nie stać?  Rodzice nie chcą Ci nic dorzucić, bo twierdzą, że to strata czasu i prosta droga do kalectwa ? Skorzystaj z wirtualnego roweru ! Dostępny za darmo na większości ścieżek rowerowych !
Druga pozycja to rzut ciała na rower (tu: z drzewa) wraz z obrotem. Nie ukrywam, iż inspiracją do tego wygibasu była młodzieńcza fascynacja legendą Zorro: niejednokrotnie człowiek w masce wykonywał widowiskowy skok na swojego wiernego konia - Tornado, z dużych wysokości. Pamiętajcie, iż do tego manewru potrzebne są twarde 4 litery - a zapewni to tylko wieloletnia jazda na bajku w trudnych warunkach !

I "last but not least" - jazda rowerem do góry nogami, czyli "pedałujący koala". W tym przypadku również przydają się siły natury (np. drzewo). Ten sposób poruszania się na dwóch kołach najlepiej sprawdza się jednak w przestrzeni pozbawionej siły grawitacji. I nikt już więcej nie podważy tezy, że rower to pojazd nieziemski !

niedziela, 25 lipca 2010

Groty zdobyte !

Szlak Grot Mechowskich to szlak inny niż wszystkie. I mam tutaj na myśli nie tyle jego ukształtowanie w terenie, a okoliczności i atrakcje jakie miały miejsce w czasie tego naszego niedzielnego pedałowania. Po pierwsze oczywiście (a jakże!), Ripper Krzysiek miał dzisiaj imieniny, o czym dowiedzieliśmy się podsłuchując pewną rozmowę telefoniczną - Najlepszego Bracie: Umięśnionych Łyd! Po drugie.... ale doceńmy chronologię.

Wiśnie, seks i polna mysz

Pogoda nas dzisiaj sponiewierała - od rana mżyło i wiało, a patrząc w niebo nie wiadomo było za bardzo, co jeszcze może się zdarzyć. Z tego względu przełożyliśmy wyjazd o godzinę i po 11.00 ruszyliśmy dobrze znaną nam trasą przez pola i łąki do Mrzezina (ze względu na roboty drogowe doceniliśmy urok jednośladu (który to już raz ?)). Stamtąd do Rzucewa i koło zamku, wprost na molo na drugie śniadanko (dla Darka pierwsze (!Panie !)).
Do Pucka dotarliśmy brzegiem morza, mijając niebezpieczne skarpy i urwiska oraz pola pszenicy, doświadczając pięknych widoków i smaku dzikich słodkich malin (po drodze nagraliśmy parę wygibasów z serii "Z rowerem pod pachą" - już wkrótce na blogu). Czarny szlak Grot Mechowskich zaczął się kawałek za Puckiem. Sama trasa, płaska, wiodła wśród pól, ścieżkami zarośniętymi wysoką trawą, gdzieniegdzie przechodzącymi w wąwozy (krajobraz stanowiły wiatraki, pracujące tego dnia dość intensywnie). I tu nasz solenizant odnalazł zwierzę: ryjówkę, którą wsadził do torby podsiodłowej, by się kolegom pochwalić. Owo zwierzę, wystraszone i dziwne takie jakieś udawało nieboszczyka, tzn. polnego mysiego truposza (nawet po wypuszczeniu) i gilgotane kilkakrotnie przeze mnie się nie ruszało, choć oczywiście żyło. Ruszyliśmy dalej by za chwilę się znowu zrobić sobie przerwę - tym razem w okolicach Połczyna. Otóż w tym miejscu na Ziemi niemiłosiernie gębę wykrzywiają smakowite wisienki, których postanowiliśmy zakosztować, łypiąc co chwilę okiem, na dom gospodarza...
Dalej było już tylko weselej - paręset metrów za zabudowaniami, na polu dojrzeliśmy merca. Z każdym metrem czułem co się święci, choć autko stało spokojnie (może resory już nie te...). Tak czy inaczej uprawianie miłości wśród bujnej trawy, w kultowym niemieckim samochodzie ma zapewne swoje plusy, ale jak ktoś stawia furę na samym środku drogi, w dodatku na szlaku rowerowym, powinien spodziewać się przypadkowej widowni. Cóż, pożądanie i namiętność tępią wszelkie zmysły....

Groty

Ta niewątpliwa, jak na północą Polskę, atrakcja turystyczna znajduje się w miejscowości Mechowo i zajmuje niewielki obszar pod biegnącą przez gminę szosą. Groty można zwiedzić poruszając się "na kuckach" za jedyne 2 zł,co w porównaniu z odniesionymi wrażeniami jest śmiesznie niską ceną. Tam naprawdę przez chwilę można się poczuć jak w tatrzańskiej jaskini, gdzie krajobraz stanowią skalne kolumny i słupy a woda ze stalaktytów kapie na nos.
Jaskinie w Mechowie odkrył przez przypadek mierniczy Heue, podczas prac geologicznych w 1818 roku. Niespełna 100 lat później władze pruskie uznały je za pomnik natury, a w 1948 dokonano zabezpieczenia całego tego terenu. Zwiedzić można tylko część jaskini, pozostały jej obszar jest trudno dostępny, choć w większości widoczny. Całość liczy 61 m.

Żur, dewolaj i pierożki...


Po solidnie odrobionej lekcji geografii, czas było zaspokoić bardziej podstawowe potrzeby ludzkie (i nie chodzi mi tu o...zresztą: patrz mercedes i spółk(ow)a(nie)). Okazja nadarzyła się wkrótce po opuszczeniu Mechowa - naszym grającym marsza kiszkom ukazała się Gospoda Golonka w Darżlubiu i w menu - jej specjały. W ruch poszły noże i widelce (dewolaj i pierożki z mięsem) oraz łyżka (żurek w chlebie - specjalność zakładu). Potem była herbatka, frytki, kawa, (własna kanapka) no i pucharek lodów wyśmienity w tą "upalną" niedzielę. Aby pozbyć się zdradliwego lenistwa, które czaiło się tuż, tuż za rogiem knajpki i aby rozgrzać nieco zastygłe w bezruchu mięśnie zdrowo docisnęliśmy na drodze rowerowej do Wejherowa, asfaltem, przez pachnący las. Żeby było ciekawiej wyjechaliśmy tam, gdzie startował VII Leśny Maraton, którego byliśmy szczęśliwymi uczestnikami. Do Wejherowa śmignęliśmy jak trzy błyskawice nie bacząc na mijany fotoradar (bo i jak z taką prędkością ?).
Wyprawa bardzo udana, mimo nie do końca ładnej pogody. Ale z drugiej strony, biorąc pod uwagę otwarte przestrzenie obecne na szlaku, w przypadku upałów siedzielibyśmy pewnie teraz w domu jęcząc, obłożeni kwaśnym mlekiem. Całej zaplanowanej trasy nie udało nam się przejechać, ale to co najważniejsze zobaczyliśmy i przede wszystkim, jak zwykle, było wesoło ;).


Linki: - Mapa - Galeria -


Groty Mechowskie at EveryTrail


Plan your trips with EveryTrail iPhone Travel Guides

wtorek, 13 lipca 2010

Trómiejskie szczyty, czyli siódme poty na Szlaku Królewskim

Co można robić, gdy żar leje się z nieba i nie ma czym oddychać? Major Arkadiusz Kups organizuje Preselekcję a ja oczywiście wybieram trasę.... z dużą ilością stromych podjazdów. Tym razem celuję w Szlak Królewski, o którym przeczytałem na drugiej stronie swojej wysłużonej mapy Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Wyzwanie nie lada - ostre pedałowanie pod górę przy jednoczesnym sprawnym posługiwaniu się mapą na szlaku nieoznakowanym w terenie (sic !). Przejechałem i żyję, więc chyba dałem radę...
Szlak rozpoczyna się na końcu ulicy Do Studzienki, w Dolinie Królewskiej - mamy tu w większości zacieniony park i urokliwe oczka wodne. Ale poczucie szczęśliwości przy pierwszym podjeździe ustępuje prawdziwej euforii, szczerzę więc zęby i daję, ile sił w nogach w górę (jak król tędy jeździł to dobrze miał leniuszek, gorzej z końmi - tak męczyć zwierzynę !). Docieram do pierwszego wzniesienia - to Sobótka z kamienną wieżyczką (99 m.n.p.m.). Potem jest ostro w dół i: Jaśkowa Dolina, chwila w Leśnym Teatrze by posłuchać śpiewu ptaków i z powrotem na szlak. Omijam cmentarz Srebrzysko z prawej strony, przecinam Słowackiego, potem wzdłuż Arciszewskiego, do kościoła przy Gomółki, a następnie znów w las pod stromą górę do wiekowego Skandynawa, czyli Głazu Borkowskiego w tzw. "Kamieniołomach". Tu odpadam na chwilę ze szlaku, zamiast na Abrahama w Oliwie wyjeżdżam na ulicę Michałowskiego. To się jednak opłaca - przypadkowo zaliczam przyjemnie słoneczne wzgórze z panoramą na Gdańsk. Mijam krzyż poświęcony ofiarom Grudnia 70 i kieruje się na Głowicę (Wzgórze Trzech Panów, 122 m.n.p.m.).
Tam też po chwili dojeżdżam nieco zziajany, mijam Górę Wiecha i tu... kolejna obsuwa ze szlaku - wypadam gdzieś na krzyżówce leśnej. Kluczę i kombinuję, aż wyskakuję na Bytowskiej w Oliwie, niedaleko Kuźni. Stamtąd na Pachołek - droga znana i stroma, no ale w końcu chodzi o to, aby dać sobie ostro w kość.
Chwila na punkcie widokowym przynosi mi niezbędne wytchnienie, po czym ruszam w ostatni odcinek podróży, gdzie Szlak Królewski pokrywa się ze Skarszewskim, by później odbić w prawo (i również tu nie brakuje podjazdów i zjazdów ze zwalonymi drzewami na ścieżkach w roli głównej).
Szczęśliwie dojeżdżam do miejsca określonego na mapie jako Dąb Esperantystów, tj. jubilea kverko ("jubileuszowy dąb"). Drzewo z 1927 roku zostało zniszczone przez nazistów, ponownie posadzono je 27.07.1959 roku na zjeździe światowej esperanckiej organizacji młodzieżowej. To wydarzenie upamiętnia głaz z wyrytym na tą okoliczność napisem. Korzystając z okazji dokonuję skromnej ablucji w pobliskim strumyku i wyposażony w nowe siły z natury, ruszam przez ul. Reja w Sopocie na Zajęcze Wzgórze, gdzie szlak ma swój koniec (ostatni podjazd, a jakże, nie zawodzi i daje do wiwatu ).
"... i dostałem to,com chciał" by zacytować Grzegorza Markowskiego z "Autobiografii" - wylane hektolitry potu, rowerowe mięśnie jak ze stali, bóle zamostkowe i omamy wzrokowe ;-D. Sam szlak jest dość wymagający, w moim przypadku swoje trzy grosze (a raczej 32ºC) dorzuciła jeszcze pogoda i karygodne zaniedbania na etapie planowania podróży (dwa małe bidony z wodą i zero kasy na taką trasę ???).
Polecam wszystkim, którzy tak jak ja, lubią się trochę pomęczyć na dwóch kółkach.

Galeria

Kaszuby w pigułce

Malownicze wzgórza, sielskie krajobrazy, sporo lasów, urocze jeziorka i nawet jeden niedokończony zamek. Kraina łagodności? Hm, nie do końca. Po drodze znajdzie się kilka podjazdów do pokonania, szaleńczych zjazdów do zaliczenia i piaszczystych traktów do przejechania.


Ale może zacznijmy od początku.

Naszą wyprawę zaczęliśmy pod klasztorem Kartuzów(najważniejszym zabytkiem w Kartuzach pochodzącym z XIV w.). Jest bardzo słonecznie i wieje lekki wiatr. Ostatnie zerknięcie do plecaka czy napoje i filtr przeciwsłoneczny zabrany i ruszamy w stronę małego Jeziora Mielonko za czerwonym szlakiem rowerowym. Tutaj droga była przyjemna i prowadziła asfaltem pomiędzy jeziorami Karczemne i Mielonko. Po jakiś 15 minutach dotarliśmy do krawędzi lasu gdzie odbiliśmy szosą w lewo i skierowaliśmy się na niebieski szlak pieszy. Kolejny przyjemny odcinek drogi( głównie z górki). Ale nie trwało to długo. Przed jeziorem Cichym skręciliśmy w las z myślą o dojechaniu do Góry Zamkowej. Według przewodnika rowerowego „warto spróbować wedrzeć się na, wypiętrzony na 30 metrów ponad pozostały teren szczyt…w średniowieczu było w tym miejscu grodzisko”. My próbowaliśmy. Przejazd przez gęsty, pełen ściętych gałęzi las zmusił nas do powrotu na szosę i tak przejechaliśmy obok góry.

Szybki powrót na szlak czerwony i skierowaliśmy się w stronę zamku w Łapalicach. Szlak powiódł nas przez wieś Kosy, w której jak to stwierdził kolega Darek „mieszkańcy prowadzą sielski tryb życia” Dojazd do zamku(pomimo zboczenia z szlaku) okazał się łatwy. Z pomocą przyszedł GPS. Po małej przerwie na dziedzińcu wróciliśmy leśnymi duktami na szlak w okolicach Góry Biskupiej. Dalej szlak wiódł nas wąskim przesmykiem pomiędzy jeziorami Kłodno i Białym omijając liczne ośrodki wypoczynkowe. Tak dotarliśmy do wsi Chmielno(jednej z najstarszych osad na Kaszubach) gdzie zrobiliśmy krótki postój na kawę. Po kilku godzinnej jeździe w upale nie trzeba było nikogo długo namawiać do kąpieli, więc przed samym podjazdem do wsi Bukowinki zrobiliśmy postój nad brzegiem jeziora(naprawdę dobre miejsce:zero turystów, łatwe zejście, czysta woda, teren prywatny).

Od tego miejsca zaczęliśmy powrót do Kartuz. Po drodze minęliśmy Łapalice(gdzie uzupełniliśmy zapasy) i skierowaliśmy się w stronę wsi Mokre Łąki. Następnie ruszyliśmy Kartuskimi lasami nad Jezioro Klasztorne, omijając po drodze wieś Prokowo. Próba kąpieli w jeziorze okazała się klapą po tym jak powiało wiatrem od zakładu zajmującego się wywozem szamba.

Po kilku minutach jazdy dojechaliśmy do Kartuz. Tutaj mając trochę czasu wolnego skierowaliśmy się na rynek gdzie mogliśmy odpocząć w cieniu parasolek.

W tym oto miejscu zakończyła się nasza kolejna wycieczka rowerowa.

Pokonana odległość: 35,7 km
Czas: 7h 59min

Linki: - mapa - galeria -

Rundka po Kartuzach at EveryTrail


Plan your trips with EveryTrail iPhone Travel Guides

poniedziałek, 12 lipca 2010

Bolące kolana?

Zaczęłaś/eś jeździć na rowerze i po kilku miesiącach zaczął dokuczać Ci ból kolana? Pojawia się również przy dłuższych podejściach np. w górach? Przyczyną może być zła pozycja na rowerze.. Polecam artykuł: 'Gdy bolą kolana'.
W moim przypadku podziałało.. jak się okazało siedziałem za wysoko (mimo, że w dolnym położeniu pedału kolano pozostawało lekko zgięte) i zbyt odsunięty do tyłu.. A ortopeda zapraszał mnie już na wizytę za 10/15 lat na nawiercanie kolana i zabiegi laserem itp.. brrrr

Sentencja:
"Najczęściej przyczyną „rowerowych” dolegliwości kolan są źle ustawione bloki pedałów, zła pozycja na rowerze, a szczególnie za dalekie przesuniecie siodełka do tyłu, (prawidłowo w poziomym ustawieniu pedałów pion puszczony od przedniej powierzchni rzepki kolana powinien padać na śródstopie i oś pedału), lub zbyt wysokie ustawienie siodełka (prawidłowo w dolnym położeniu pedału kolano powinno mieć ok. 20 stopni zgięcia)". Źródło: www.mtbnews.pl, artykuł: "Gdy bolą kolana" autorstwa dr n. med. specjalista ortopeda Marek Paściak.

sobota, 3 lipca 2010

Gdynia Witomino - Góra DONAS - Gdynia Gł.

03.07.2010, sobota. Wyruszamy g.10.00 spod Witawy na Witominie. Pierwszy odcinek pokonujemy czarnym szlakiem (Zagórskiej Strugi), aż do Dąbrowy. W tym czasie odwiedzamy Polanę Krykulec, przeprawiamy się przez nieduży strumień i tory kolejowe.
Dąbrowę pokonujemy szosą, dalej na chwilę dobijamy do szlaku żółtego (Trójmiejski), by zaraz z niego zjechać i znów wrócić. Na górę DONAS dostajemy się objeżdżając ją dookoła. No i tam małe rozczarowanie.. wieża na szczęście stoi, i jest dostępna dla zwiedzających, ale z trzech ławek i stołu, które stały przy niej jeszcze w zeszłym roku, została tylko jedna ławka.. rozsiadamy się zatem kto pierwszy ten na ławce, reszta na trawce.. no i kto co miał to se zjadł, bo dalej przerw na żarcie nie przewidywaliśmy.. :-)
Zjeżdżając z góry Donas, mijamy stary poniemiecki cmentarz, dalej przeprawiamy się przez kolejny strumyk, betonowe rynny, odprowadzające deszczówkę z obwodnicy, przecinamy ulicę Chwarznieńską kierując się w stronę cmentarza Witominskiego, który mamy minąć górą. Tu zrozumieliśmy dlaczego szlak ten skatalogowany został przez PTTK jako szlak pieszy.. ;-)
Kontynuujemy trasę schodząc po stromych zboczach wzniesień, dalej na przemian prowadząc rowery i gdzie się dało troszkę jadąc grzbietami kolejnych pagórków, by potem prowadzić nasze jednoślady pod spore przewyższenia, lecz w końcu ostatnie metry przed wyjazdem z lasu pokonujemy już normalnymi wyjeżdżonymi traktami leśnymi..
Poza wyżej wymienionymi atrakcjami, wyjątkowo sporo razy trzeba było przenosić rower przez znajdujące się na ścieżkach zwalone pnie drzew.. zamierzone urozmaicenie ze strony leśnictwa? Czy może zaniedbanie? My to wrzucamy do wora z atrakcjami.. :-D

Wycieczka, nie była długa, ale jak przewidywaliśmy można było się zmęczyć.. w mojej ocenie trasa do pokonania tylko na rowerze górskim lub crossowym, z ciężkim trekkingiem szczególnie na tym ostatnim odcinku (za ul. Chwarznieńską) można by było na serce zejść.. ;-)

Pokonana odległość: 20km
Czas: 3h 40min

Linki: - mapa - galeria -

Gdynia Witomino - Góra DONAS - Gdynia Gł. at EveryTrail


Plan your trips with EveryTrail Mobile Travel Guides

piątek, 2 lipca 2010

26.06.2010. Kierunek: Białogóra (szlaki mieszane...)

Naszym celem był dojazd do nadmorskiej Białogóry-pociągiem do Wejherowa skoro świt, później wytyczoną trasą leśną, trochę szosy przy końcu. Harcerzem się było a i na lekcjach geografii nie spałem tylko słuchałem pani jak trzeba. Na nic to - lata robią swoje i rozpieszczony przez GPS-y wszelakie zwyczajnie pogubiłem się w poprawnym odczytaniu mapy. Tak więc część trasy wiodła przez leśne drogi (szlakiem Puszczy Darżlubskiej), ale gros pokonaliśmy szosą, by później znów wjechać w knieje mijając jeziora i obserwując przy tym poranne życie saren i zająców (szlak Grot Mechowskich). W okolicach Żarnowca przejechaliśmy się górską premią Tour de Pologne (tym razem w dół), mijając następnie betonowe sześciany i dom starców położony prawie nad samym jeziorem (nota bene tam dokonać żywota to jest coś - piękny widok, a w wodzie stoi nawet zwykła zjeżdżalnia).
W efekcie, zgodnie z planem objechaliśmy akwen z prawej i szosą, w dość jednostajny sposób dotarliśmy do Wierzchucina. W samej Białogórze doświadczyliśmy orzeźwiającej kąpieli bałtyckiej, pysznych dań mięsnych prosto z grilla, wyśmienitych sałatek i, a jakże, miłego towarzystwa ! Niedosyt spowodowany zbyt krótką jazdą rowerem (!) minął nam po grze w siatę w oślepiającym słońcu. Ok. 17 zwinęliśmy manele i ruszyliśmy w drogę powrotną. Ta wiodła tym razem tylko szosą, z lewej strony jeziora Żarnowieckiego przez miejscowości: Wierzchucino, Brzyno, Nadole, Czymanowo, Rybno, Bolszewo i Wejherowo. Poczciwa eskaemka dowiozła nas szczęśliwie do Gdyni ok. 19.50. Podczas wypadu odwiedziliśmy dwa stare cmentarze-przeczytacie o nich na podstronie poświęconej nekropoliom. Tego dnia dopisała pogoda plażowa, lecz my wybraliśmy się na rower. Męczarni nie było-jest za to opalenizna, dużo jodu w płucach i wiatru we włosach.
Z ciekawostek dodam, iż w drodze powrotnej natknęliśmy się na Odblaskowego Anioła ze Szczecina, który wyposażył nas w świecidła i dopilnował, by zostały poprawnie naniesione na rower. Pod tym pseudonimem kryje się 25-letni szczecinianin Maciej Stawinoga, który od styczna 2009 podróżuje po Polsce na dwóch kółkach i napotkanym rowerzystom rozdaje opaski odblaskowe. Powyższe działanie spowodowane jest śmiercią dziecka potrąconego przez samochód, której Maciek był niegdyś świadkiem. Obyś wytrwał Bracie w swojej szlachetnej misji ! Pozdro od GP!