poniedziałek, 19 sierpnia 2013

"Szlakiem wisielców" na Górę Szubieniczną

Plany na tą sobotę zapowiadały się wybornie, lajtowa przejażdżka do Bieszkowic, orzeźwiające kąpiele w tamtejszych jeziorach, może jakieś ognicho po drodze, a już na pewno piknik na trawce. Ale pogoda nie byłaby sobą, gdyby się nie popsuła na weekend... Ulewa i ciemne chmury nad Trójmiastem uaktywniły wiec nastroje pesymistyczne, posępne, wisielcze. No a wtedy, wiadomo już było, gdzie się udać.

Ścieżkami rowerowymi dotarliśmy do ul. Traugutta za Politechniką Gdańską, a stamtąd mijając prawosławną Cerkwie Św. Mikołaja Cudotwórcy, do parku u podnóża Góry Szubienicznej.
Stromą, pieszą wspinaczkę na wysokość 55 m. n.p.m. rozpoczęliśmy wąska ścieżką tuz przy stadionie Lechii. Szliśmy wiec po śladach tych wszystkich łotrów-nieszczęśników, którzy już za chwilę, parę metrów wyżej mieli luźno dyndać na grubym sznurze, w rytm ponurych dźwięków dzwonu z pobliskiego Ratusza.
Ów "szlak wisielców", jak go roboczo nazwałem na potrzeby niniejszego wpisu, brał swój początek na Dworze Artusa, będącego niegdyś siedzibą sądu karnego. Stamtąd głównymi ulicami miasta, ku uciesze okolicznych mieszkańców (a była to nie lada atrakcja w tych dawnych czasach),  skazaniec wyruszał w swoją ostatnia podróż na tym ziemskim łez padole.
Szubienicę, okazałą, murowana budowlę w kształcie czworokąta wzniesiono w 1529 roku. Była doskonale widoczna dla przybywających do Gdańska gości, subtelnie przypominając o stosownym zachowywaniu się podczas wizyty w mieście. Zdemontowano ją w 1804 roku, ale Góra przez wiele lat była jeszcze miejscem kaźni okolicznych rzezimieszków - ostania głowę ścięto tu toporem w 1838 roku.
W okresie międzywojennym powstał na wzniesieniu urnowy cmentarz krematoryjny, a jego właściwa, główna cześć mieściła się u podnóża Góry, na terenie obecnego parku. Samo Krematorium, czynne w latach 1914-1945, pierwsze takie w Polsce, znajdowało się w budynku dzisiejszej Cerkwi. Płyty nagrobne z Góry Szubienicznej popadają niestety w ruinę, będąc łakomym kąskiem dla amatorów bezsensownego dewastowania zabytkowych nekropolii...
Samą trasę nazwałbym mocno turystyczną, leniwą, bo i gdzie w takich warunkach dusić w te dwa biedne  koła ? Ot, takie ciekawe "poznaj ciemną stronę swojej okolicy".

Galeria