wtorek, 8 marca 2011

Jeszcze nogi zamiast kół, czyli Gdynia-Brzeźno-Gdynia

Kolejna z pieszych wycieczek odbyła się w sobotę. Nie, nie pomyliliście blogów - to nadal my, silna grupa rowerowa spod znaku niezapomnianych wypraw i siódmych potów ! Ale w okresie zimowym niedźwiedzie śpią a my... przygotowujemy nogi do nadchodzącego sezonu po prostu chodząc ile wlezie (kto by miał sumienie mordować rower, rzecz świętą, w tak niskich temperaturach ???).
Tym razem obudził się w nas apetyt na 41 Harpagana i powstał plan treningowy na długie marsze w krótkim czasie. Wędrowanie rozpoczęliśmy w Gdyni, przy Contraście, o 8.07. Dzień budził się do życia leniwie a silny wiatr jak się wkrótce okazało dął od lądu, więc idąc plażą już po chwili zrobiło się nam gorąco. Oślepiające tego dnia słońce przez chwilę pozwoliło sądzić, że być może wiosna czeka tuż za rogiem. Jednak pływające po Bałtyku niczym rozbite szkło grubaśne kry, rozwiały nasze nadzieje na szybki powrót ciepłych dni...
Piasek gdzieniegdzie wystawał spod śniegu i był zmrożony, więc szło się wygodnie i szybko. Zdarzały się jednak prawdziwe lodowiska wymagające od nas dobrze rozwiniętego zmysłu równowagi oraz wpadające do Bałtyku szerokie strumienie wody, których nie dało się przeskoczyć. Punktami mierzenia czasu były mola: w Orłowie zameldowaliśmy się o 8.47, Sopocie - 9.22, Brzeźnie - 10.11. Powrót z małą przerwą w Barze Przystań na czekoladę i zupę rybną (sic!) czasowo wyszedł tak samo i marsz zakończył się o 12.48 tam, gdzie się zaczął. Łącznie przebyty dystans to około 28 km.
W najbliższą sobotę kolejne wyjście, trasa generalnie podobna (może z małym urozmaiceniami w stylu leśne wzniesienia czy truchcik) i z całą pewnością nie zabraknie endorfin we krwi oraz jodu w atmosferze.

Galeria