środa, 5 lipca 2017

Green Velo – szlak którego niema.

Posiada długość 1980 km i przebiega przez województwa: warmińsko-mazurskie, podlaskie, lubelskie, podkarpackie i świętokrzyskie. Jest jednym z najdłuższych szlaków rowerowych Polski. Kosztował według różnych żródeł internetowych 274 miliony zł. Ma też piękną dwu języczną nazwę(z Anglielskiego Green- zielony i  z Niemieckiego Velo – rower ).

Nasza trasa wiodła przez województwa lubelskie i podlaskie.  Łączna jej długość wyniosła 450 km. Przejazd tego dystansu zajął nam niecały tydzień.  Chełm był naszym miejscem startowym a finiszowaliśmy w Białymstoku. Dziennie robiliśmy 81-89 km. Noclegi uwarunkowane były od pogody. Jak było ciepło rozstawialiśmy namiot, a jak robiło się brzydko i zimno to szukaliśmy schronienia w mijanych gospodarstwach agroturystycznych.  Staraliśmy się też nigdzie nie śpieszyć.
Trasa była świetnie oznaczona. Co kilkaset metrów rozstawione były dobrze widoczne słupki co powodowało że mapa nie była potrzebna. Co kilkanaście km znajdywały się miejsca o dumnej nazwie MOR (Miejsce Obsługi Rowerzystów), które niestety okazały się zwykłymi zadaszonymi wiatami z stojakami na rower. My jednak oczekiwaliśmy czegoś więcej po tych punktach. Miejsca bardziej nastawionego  na rowerzystów, z możliwością naprawy drobnych usterek(brakowało m.in. zwykłej pompki).

Większość szlaku w Województwie Lubelskim jaki pokonaliśmy wiodła drogami o dużym natężeniu i bez pobocza. Brakowało ścieżek rowerowych. Kampania promocyjna szlaku zachwalała go jako idealny dla rodzin z dziećmi.  Tylko że tu nie było warunków na taki wyjazd.  Na jednej z pierwszych stron przewodnika ( który dostaliśmy za  darmo w punkcie informacji turystycznej) można było zobaczyć zdjęcie Pani na miejskim rowerku z wypożyczalni.  Można było odnieść wrażenie że twórcy szlaku nigdy nie wyjeżdżali poza miasto na rowerach. Brakowało ścieżek rowerowych biegnących przez ładne i ciekawe przyrodniczo tereny. Czegoś na wzór ścieżek rowerowych w Borach Tucholskich, gdzie dobrze przygotowana trasa biegła(w najgorszym wypadku) w odległości kilkunastu metrów od drogi.

Olbrzymia część szlaku jak się potem okazało pokrywała się z siatką głównych dróg łączących poszczególne wsie i miejscowości.  Często wymagało to od nas podejmowania decyzji, czy jedziemy dalej asfaltem czy zjeżdżamy ze szlaku i szukamy trasy alternatywnej z dala od pędzących aut.

Na pewno na plus zasługują tereny przez jakie on biegnie(mimo że nie do końca wykorzystane). Nas najbardziej urzekł odcinek biegnący przez Puszcze Białowieską. Można było tam zjechać ze szlaku i pojechać wzdłuż rezerwatu ścisłego. Były tam dobrze oznaczone trasy rowerowe i piesze. Żubrów niestety nie widzieliśmy.