Co można robić, gdy żar leje się z nieba i nie ma czym oddychać? Major Arkadiusz Kups organizuje Preselekcję a ja oczywiście wybieram trasę.... z dużą ilością stromych podjazdów. Tym razem celuję w Szlak Królewski, o którym przeczytałem na drugiej stronie swojej wysłużonej mapy Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Wyzwanie nie lada - ostre pedałowanie pod górę przy jednoczesnym sprawnym posługiwaniu się mapą na szlaku nieoznakowanym w terenie (sic !). Przejechałem i żyję, więc chyba dałem radę...
Szlak rozpoczyna się na końcu ulicy Do Studzienki, w Dolinie Królewskiej - mamy tu w większości zacieniony park i urokliwe oczka wodne. Ale poczucie szczęśliwości przy pierwszym podjeździe ustępuje prawdziwej euforii, szczerzę więc zęby i daję, ile sił w nogach w górę (jak król tędy jeździł to dobrze miał leniuszek, gorzej z końmi - tak męczyć zwierzynę !). Docieram do pierwszego wzniesienia - to Sobótka z kamienną wieżyczką (99 m.n.p.m.). Potem jest ostro w dół i: Jaśkowa Dolina, chwila w Leśnym Teatrze by posłuchać śpiewu ptaków i z powrotem na szlak. Omijam cmentarz Srebrzysko z prawej strony, przecinam Słowackiego, potem wzdłuż Arciszewskiego, do kościoła przy Gomółki, a następnie znów w las pod stromą górę do wiekowego Skandynawa, czyli Głazu Borkowskiego w tzw. "Kamieniołomach". Tu odpadam na chwilę ze szlaku, zamiast na Abrahama w Oliwie wyjeżdżam na ulicę Michałowskiego. To się jednak opłaca - przypadkowo zaliczam przyjemnie słoneczne wzgórze z panoramą na Gdańsk. Mijam krzyż poświęcony ofiarom Grudnia 70 i kieruje się na Głowicę (Wzgórze Trzech Panów, 122 m.n.p.m.).
Tam też po chwili dojeżdżam nieco zziajany, mijam Górę Wiecha i tu... kolejna obsuwa ze szlaku - wypadam gdzieś na krzyżówce leśnej. Kluczę i kombinuję, aż wyskakuję na Bytowskiej w Oliwie, niedaleko Kuźni. Stamtąd na Pachołek - droga znana i stroma, no ale w końcu chodzi o to, aby dać sobie ostro w kość.
Chwila na punkcie widokowym przynosi mi niezbędne wytchnienie, po czym ruszam w ostatni odcinek podróży, gdzie Szlak Królewski pokrywa się ze Skarszewskim, by później odbić w prawo (i również tu nie brakuje podjazdów i zjazdów ze zwalonymi drzewami na ścieżkach w roli głównej).
Szczęśliwie dojeżdżam do miejsca określonego na mapie jako Dąb Esperantystów, tj. jubilea kverko ("jubileuszowy dąb"). Drzewo z 1927 roku zostało zniszczone przez nazistów, ponownie posadzono je 27.07.1959 roku na zjeździe światowej esperanckiej organizacji młodzieżowej. To wydarzenie upamiętnia głaz z wyrytym na tą okoliczność napisem. Korzystając z okazji dokonuję skromnej ablucji w pobliskim strumyku i wyposażony w nowe siły z natury, ruszam przez ul. Reja w Sopocie na Zajęcze Wzgórze, gdzie szlak ma swój koniec (ostatni podjazd, a jakże, nie zawodzi i daje do wiwatu ).
"... i dostałem to,com chciał" by zacytować Grzegorza Markowskiego z "Autobiografii" - wylane hektolitry potu, rowerowe mięśnie jak ze stali, bóle zamostkowe i omamy wzrokowe ;-D. Sam szlak jest dość wymagający, w moim przypadku swoje trzy grosze (a raczej 32ºC) dorzuciła jeszcze pogoda i karygodne zaniedbania na etapie planowania podróży (dwa małe bidony z wodą i zero kasy na taką trasę ???).
Polecam wszystkim, którzy tak jak ja, lubią się trochę pomęczyć na dwóch kółkach.
Galeria
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Z tekstu wynika, ze trasa musiała byc dość trudna. Szkoda że ją przegapiłem i nie pojechałem, ale obowiązki domowe wzywały. Dobrze, że trenujesz jazdę na orientację przed Harpaganem. Taka umiejętność napewno nam się przyda.
OdpowiedzUsuńTaa.. jazda na orientację... wciąż nad nią pracuję..... A Harpagan prędzej czy później się łyknie !
OdpowiedzUsuńMnie najbardziej podoba się ta kąpiel w potoku... orzeźwiające przy takim skwarze
OdpowiedzUsuńOna uratowała mi życie! Bidony suche jak wiór, serducho coraz wolniej bije, dookoła las....no ale się udało ;)
OdpowiedzUsuńPrzed Harpasiem trzeba ćwiczyć ostro.. Życzę wytrwałości !
OdpowiedzUsuń