Dla niezorientowanych krótkie
wyjaśnienie: Kamienna Twarz do głaz narzutowy bardziej lub mniej przedstawiający ludzkie
oblicze, przy czym nie ma pewności czy to dzieło człowieka (być może również
obiekt pogańskich modłów w dawnych czasach) czy zwykły wytwór matki natury.
Chodzą słuchy, że ten niezwykły kamień wędruje po lasach, a jak już ktoś go
odnajdzie, to nigdy dwa razy w tym samym miejscu...Podjąłem więc wyzwanie
odnalezienia głazu mając w miarę dokładne namiary jego ostatniego położenia.
Bujanie się rowerem po oliwskich lasach to bajka, wie to każdy, kto choć raz pokonywał tamte wzniesienia czy przemierzał skąpane w sierpniowym słońcu polany. Pierwszy etap poszukiwań przebiegał więc bez zarzutu i w sielskiej atmosferze, z łatwością odnajdywałem miejsca, o których pisali moi poprzednicy.
Problemy zaczęły się u kresu podróży - trafiłem do wąskiej kotlinki, z której za Chiny nie mogłem się wydostać. Czyżby działała tu jakaś klątwa Kamiennej Twarzy ? Mój zmarnowany rower zostawiłem gdzieś na zboczu, a sam krążyłem, szukałem z mapą i bez, góra, dół (podejście było dość strome), lewo, prawo. Nogi grzęzły w liściach, a czające się wokół spróchniałe drzewa padały jak ustrzelone kaczki tu i ówdzie. I kiedy już zrezygnowany i żyw ledwo, po dobrej godzinie błądzenia odpuściłem, schodząc ze wzniesienia natknąłem się na ów słynny Kamień. No i co ? Nie zastanawiając się długo pstryknąłem selfie z głupią miną, ale bez dzióbka (i jeszcze rower się załapał), cały czas obawiając się, że Twarz dostanie nóg i za chwilę znowu gdzieś wywędruje...
Bujanie się rowerem po oliwskich lasach to bajka, wie to każdy, kto choć raz pokonywał tamte wzniesienia czy przemierzał skąpane w sierpniowym słońcu polany. Pierwszy etap poszukiwań przebiegał więc bez zarzutu i w sielskiej atmosferze, z łatwością odnajdywałem miejsca, o których pisali moi poprzednicy.
Problemy zaczęły się u kresu podróży - trafiłem do wąskiej kotlinki, z której za Chiny nie mogłem się wydostać. Czyżby działała tu jakaś klątwa Kamiennej Twarzy ? Mój zmarnowany rower zostawiłem gdzieś na zboczu, a sam krążyłem, szukałem z mapą i bez, góra, dół (podejście było dość strome), lewo, prawo. Nogi grzęzły w liściach, a czające się wokół spróchniałe drzewa padały jak ustrzelone kaczki tu i ówdzie. I kiedy już zrezygnowany i żyw ledwo, po dobrej godzinie błądzenia odpuściłem, schodząc ze wzniesienia natknąłem się na ów słynny Kamień. No i co ? Nie zastanawiając się długo pstryknąłem selfie z głupią miną, ale bez dzióbka (i jeszcze rower się załapał), cały czas obawiając się, że Twarz dostanie nóg i za chwilę znowu gdzieś wywędruje...
Obiecałem sobie, że tę
wycieczkę powtórzę jeszcze raz, za jakiś czas. Czy zastanę Kamienną Twarz w tym
samym miejscu co dzisiaj ?
Kamienna Twarz - https://www.facebook.com/tpk.gdansk/photos/211926152196917/
OdpowiedzUsuń