wtorek, 3 maja 2011

Szlakiem zwiniętych torów


Dobra pogoda, 7 rowerów, 70 przejechanych kilometrów, 2 złapane gumy, kilka morderczych przejazdów . Tak w największym skrócie można podsumować naszą wyprawę rowerową.

Łyk historii.
28 lipca 1909 parlament pruski uchwalił ustawę o wybudowaniu linii kolejowej z Gdańska Wrzeszcza do Starej Piły, przez Gdańsk Brętowo, Kiełpinek, Kokoszki i Leźno o długości 19,52 km. Poprzez planowany odcinek Czersk – Bąk – Stara Kiszewa – Przywidz – Stara Piła linia miała być fragmentem magistrali stanowiącej najkrótsze połączenie Gdańska z Berlinem, o długości około 500 km.
Elementy trasy linii wykorzystywane są dziś jako ścieżka rowerowa, w obrębie Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego.

Jeśli szybka jazda rowerem po wyboistych i krętych torach jest tym, czego ci potrzeba, to dokonałeś właściwego wyboru. To fragment ogłoszenie który pasuje jak ulał do opisu naszego wypadu. Pierwsze 5 min jazdy wystarczyło, aby każdy zrozumiał jak będzie wyglądać trasa przejazdu. W zasadzie wiodła ona dosłownie torami lub wzdłuż torów. Była na tyle wyboista, że po przejechaniu pierwszych 100 metrów jeden z uczestników zdążył zgubił licznik do roweru. Najgorzej miały tu osoby z pedałami SPD, które kilka razy zaliczyły efektowne gleby. Sam przejazd przez Gdańsk wymagał od nas kilku stromych zjazdów i podjazdów z korony nasypu kolejowego z powodu zburzonych wiaduktów nad przecinającymi go ulicami(a było ich kilka). Pozostały po nich już tylko filary podporowe. Jednak to nie pozbawiło nas dobrych nastrojów.
Dalszy odcinek szlaku do przecinającej go ul. Franciszka Rakoczego, był dość przyjemny. Po drodze można było oglądać stare wiadukty, zachowane w dość dobrym stanie.
Minąwszy Brętowo skierowaliśmy się nad dawny poligon wojskowy, gdzie zrobiliśmy pierwszą dłuższą przerwę. Droga ponownie dostarczyła nam wrażeń. Tym razem w postaci stojącej na niej wody, dużej ilości błota i małego strumyka przecinającego ją wzdłuż.
Po minięciu budynków starej stacji Kiełpinek, dotarliśmy do Kokoszek i tu zaczęło się najlepsze. 3,5 kilometra jazdy rowerem po starych torach, a dokładnie po zniszczonych podkładach i tłuczniu porfirowanym(Charakterystyką tłucznia jest to, że jego kamyki mają ostre krawędzie). Na efekty więc nie trzeba było długo czekać. Po dojechaniu do starego przystanku Leźno i zjechaniu z torów, kolega Darek stwierdził że ma przebitą oponę.
Łatanie dętki zajęło na tyle dużo czasu, że można było się trochę odprężyć na trawie i skorzystać z pobliskich atrakcji w postaci m.in. starej drewnianej huśtawki własnej roboty(działała).

Po tym postoju nie trzeba było nikogo namawiać na pokonanie dalszego odcinka trasy drogami wzdłuż torów. Po przejechaniu mniej więcej dwóch kilometrów, okazało się że z przedniej opony roweru Darka znów ucieka powietrze. I w ten oto sposób mieliśmy kolejny wymuszony postój. Wymiana opony dostarczyła nam niezłych wrażeń, okazało się bowiem że wyposażeniu 7 osób znajdowała się tylko jedna zapasowa dętka i ostatnia łatka. Do tego zrobiło się zimno i część z nas(jeśli nie większość) z braku ruchu zaczęła mocno marznąć. Tak więc koledzy Miłosz, Darek i Mateusz zabrali się do wymiany dętki na nową. Trwała to dobre 30 min. Najpierw okazało się że nie da się jej napompować żadną z posiadanych pompek bo nowa dętka też jest przebita. Następnie sprawne oko Kasi wypatrzyło drugą( i oby ostatnią) dziurę w starej dętce, oraz mały kolec w pechowej oponie. Po założeniu ostatniej łatki i z nadzieją że już więcej żadnych problemów nas nie spotka ruszyliśmy w dalszą drogę.

Odcinek z Niestępowa do Lniska pokonaliśmy wzdłuż rzeki Raduni. Z mojej strony mogę stanowczo odradzić ten wariant drogi. W zasadzie to prędkość jego pokonywania była tak oszałamiająco wysoka, że na to samo by zapewne wyszło prowadząc rower. W połowie drogi padały nawet propozycje pokonania rzeki wpław, z nadzieją że na drugiej stronie jest lepiej. Był nawet odważny pomysł przejścia z rowerem po złamanej na pół i częściowo zatopionej kładce. Jednak moim faworytem był wariant przejechania po dnie rzeki z słomkami w ustach. Ale podarowaliśmy sobie to i jakoś dotarliśmy do Lniska.
Na tym etapie wycieczki, zaczął się powolny powrót. Udaliśmy się głównymi drogami przez Czaple i Rębiechowo a stamtąd do Chwaszczyna, gdzie zakończyła się nasza przygoda. Po drodze(chyba w miejscowości Czaple) zrobiliśmy mały postój, aby coś przekąsić, dochodziła bowiem godzina 16:00 a nie którzy z nas niewiele jedzenia zabrali na drogę. Pożegnanie nastąpiło w miejscowości Chwaszczyno. Małe przegrupowanie i trzy podgrupy ruszyły w trzech różnych kierunkach.

Na zakończenie

Ciężko mówić tu o przejechanym dystansie. Sama trasa wycieczki z Gd.Wrzeszcza do Chwaszczyna miała długość ok.35 km. Jednak większość z nas dojeżdżała na miejsce spotkania z pod dworca SKM Gdynia Redłowo no i wszyscy musieli jeszcze wrócić do domu z Chwaszczyna. U mnie licznik np. pokazał, że łącznie przejechałem 71 km.
Było fajnie, chociaż pod koniec zimno jak sto diabli.

Linki: - Mapa - Galeria -


Szlakiem zwiniętych torów (Gdańsk-StaraPiła) at EveryTrail
EveryTrail - Find trail maps for California and beyond

5 komentarzy:

  1. gdyby nie wiatr, byłaby idealna pogoda =]
    no i niektóre odcinki można by pokonać inaczej ;]

    OdpowiedzUsuń
  2. noo.. pogoda była miłym zaskoczeniem =] z resztą niektóre odcinki trasy też ;]

    OdpowiedzUsuń
  3. ..szczególnie ten wzdłuż rzeczki ;]

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie dostałem sms od kolegi, który z nami wtedy jechał. Napisał, że z chęcią się wybierze z nami kolejny raz, ale jak nie będzie takich odcinków jak wzdłuż tej rzeki :-).

    OdpowiedzUsuń
  5. eee.. no, jakieś niespodzianki muszą być.. nie można zawsze jeździć wyznaczonymi trasami =P

    OdpowiedzUsuń