Pogoda póki co nie zawodzi. Do Wejherowa planujemy dojazd pociągiem i tak też się dzieje. Przedział rowerowy nas nie zaskakuje – nadymione na maxa, ogorzałe twarze pasażerów, dźwięk otwieranych puszek, ojczyzna – polszczyzna... (choć tym razem mamy również przykład kolejowych romansów).Na peronie w Wejherowie po chwili dołącza do nas kolejny uczestnik wyprawy i w pięciu ruszamy przed siebie. Oślepieni słońcem chwilę błądzimy po starówce a następnie wjeżdżamy do lasu na szlak czerwony. Po drodze obowiązkowo trzaskamy parę fotek. Z grupy wyodrębnia się peleton, ale dobrze na tym nie wychodzi, bo musi za chwilę się cofać (chociaż, zależy co kto lubi) - wycieczkę prowadzi Darek wraz ze swoim magicznym sprzętem naprowadzającym na cel. Taka sytuacja ma miejsce później jeszcze raz i w pewnym momencie grupa rozpada się na trzy części, by za chwilę znowu się zgrać. Trasa wiedzie wśród przyjemnych prześwitów i polanek, jest słonecznie ale nie za gorąco. Zdarzają się wzniesienia, niektóre piaszczyste, że koła grzęzną, ale dajemy radę. Przejeżdżamy przez kompleks malowniczo położonych stawów, to dobre miejsce na piknik, z zadaszeniem i ławkami (na mapie nie znalazłem dokładnego opisu, ale punkt jest charakterystyczny, więc jak ktoś chce to znajdzie). Mijamy jeziora: Wyspowo (moczenie nóg), Borowo, Pałsznik, Wygoda, Bieszkowickie, Zawiat. Przyjemna aura gromadzi tego dnia nad wodą wielu amatorów grillowanych szaszłyków domowej roboty, wędkarzy i zakochanych par. W powietrzu zapach węgla drzewnego miesza się z zapachem iglastego lasu. Odwiedzamy miejscowy sklep po czym ruszamy coraz bardziej głodni z nadzieją, że cel już blisko (ulubiona sentencja Darka:„już niedaleko”). W końcu po ok. 40 min. docieramy nad Jezioro Marchowo. Zrywa się mocny wiatr i przez chwilę mamy wrażenie, że czeka nas pompa. Złudne to jednak – pędzące powietrze tylko pomaga rozpalić ognisko (zresztą nie byłoby z tym kłopotu – Krzysiek wziął tyle podpałki w ten mały plecak, że starczyłoby na puszczę amazońską (sic!)). Szama jest gotowa po chwili, zajadamy więc podziwiając widok na jezioro przed nami. Wymiana zdań, potarganych myśli i sprośnych dowcipów, jak to w męskim gronie.... i ruszamy z powrotem. Wjeżdżamy na spore wzniesienie nad jeziorem, skąd widok zachwyca - nic tylko huknąć się w trawę, leżeć i patrzeć. Odwiedzamy sklep w Koleczkowie, następnie ciśniemy szosą na Gdynię i czarnym szlakiem do Chwarzna. Stamtąd na Witomino, gdzie każdy uderza już w swoją stronę.
Wycieczka raczej lajtowa bo rozłożona w czasie, z przerwami. Z planów wychodziło 60 km, w trakcie zdecydowaliśmy się jednak skrócić i wyszło 47 (nie pierwszy to raz i nie ostatni). Przyjemnie spędzona niedziela.
Linki: - mapa - zdjęcia -
Ognisko nad jez.Marchowo (Wejherowo - Witomino) at EveryTrail
Map your trip with EveryTrail
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
A zdjęcia?! Panowie musicie uwiarygodnić swoje poczynania. Nie ma zdjęć nie ma wycieczki :P
OdpowiedzUsuńBędą foty.. niedługo.. :-)
OdpowiedzUsuńFajna traska, byłem tam w zeszłym roku, pogoda dopisała. Polecam!
OdpowiedzUsuńno fajnie fajnie.. tylko dla mnie ta trasa zakończyłaby się trochę szybciej ;] jakby co to następnym razem można zrobić ognisko/grilla u mnie =D
OdpowiedzUsuńpozdr
hajko [=
hehe.. super.. to już wiemy gdzie kończy się nasza kolejna traska.. zwęglonej kiełbaski z ogniska nigdy nie odmówię.. :-)=
OdpowiedzUsuń