Część 1 Paryż w deszczu
Czy wiecie że w Paryżu roczna suma opadów przekracza 650 mm i
jest wyższa niż w Londynie (który jest uważany za deszczowe miasto)? Deszcz w Paryżu pada równomiernie przez cały rok. W każdym miesiącu jest tyle samo dni
deszczowych.
„...A potem była niepogoda. Przychodziła pewnego dnia...”. Przejeżdżając uliczkami Paryża można było się poczuć jak bohater z „Święta
Ruchomego” Hemingwaya. Miasto, które mieniło sie w strugach deszczu. Przejazd wzdłuż Rive gauche z bagietką za
przednia sakwą, wizyta w kawiarni z filmu Amelia, gdzie można było skosztować
pysznego Creame Brulee i rozkoszować się przy filiżance café crème.
Ale od początku.
W Beauvais wylądowaliśmy o 11.30. Przywitał nas dość pogodny dzień. Mięliśmy 2 godziny czasu na złożenie rowerów i wejście do pociągu
(relacji Beauvais – Paryz), który ruszał ze stacji oddalonej o 5 km. Czy zapomniałem dodać że biletów tez nie mieliśmy? Rezerwacja biletu w internecie pozwalała na jego wydrukowanie w specjalnych maszynach dostepnych dopiero na
dworcu.
Plan na ten dzień był prosty. Pociągiem mieliśmy się udać do Paryża, tam spędzić 4 godziny i wsiąść w kolejny pociąg do Orleans. Paryż miał być tylko przystankiem na drodze. Nie planowaliśmy w nim zostawać na dłużej. W Orleans planowaliśmy znaleźć pole namiotowe i następnego dnia zacząć nasza podroż rowerem w kierunku Tours.
Cztery godziny w Paryżu chcieliśmy maksymalnie wykorzystać
na zwiedzanie i zakup łańcucha do spinania rowerów.
Samo składanie roweru zajęło nam godzinę, co jest dobrym
wynikiem jak na pierwszy raz. Do pociągu wsiedliśmy na 10 min przed jego
ruszeniem. Podróż trwała dwie godziny i była dobrą okazją na dokręcenie kilku
elementów w rowerach.
Do Paryża dojechaliśmy wraz z ciemnymi deszczowymi chmurami.
Po słońcu pozostały tylko dobre wspomnienia. Wysiedliśmy z pociągu, uruchomiliśmy GPS i ruszyliśmy w drogę. Kolejny pociąg relacji Paryż – Orleans
mieliśmy na południu miasta, co wymuszało przejazd przez centrum miasta(czyli
zabytki). Poruszanie się po mieście było wyzwaniem. Duży ruch na drogach i
chodnikach wymagał skupienia. Liczne ścieżki rowerowe oddzielone były od
chodnika tylko namalowaną linią co pozwalało pieszym na łatwe przekraczanie
ich. Dzwonek był tu podstawą.
Nasza trasa wiodła przez najważniejsze atrakcje: Wieża
Eiffla ->Louvre -> katedra Notre-Dame de Paris. Czasu było tylko tyle
aby się na chwile zatrzymać i zrobić zdjęcie. Oczywiście nie zabrakło w niej
też miejsca na przyjemności. Jak filiżanka kawy i pyszny Creame Brulee w
kawiarni z filmu Amelia. Rower dał nam tą przewagę, że byliśmy mobilni i
mogliśmy wybierać drogi często niedostępne dla samochodów.
Deszcz weryfikował nasze plany w szybkim tempie. Zamiast
pikniku z widokiem na Wieżę Eiffla
zmuszeni byliśmy do stania pod drzewem w oczekiwaniu aż przestanie padać. Dało
to nam czas na obserwacje otaczającego nas świata. W krzakach nie opodal nas
sprzedawca trzymał wina i przekąski. Gdzie
indziej natarczywi Panowie próbowali wepchnąć różnego rodzaju pamiątki jak np.
miniaturowe wieże Eiffla. Pod każdym większym drzewem można było zaobserwować
podobnych do nas ludzi – Oczekujących aż przestanie padać. Ale padać nie
przestawało. Nie mając dużego wyboru ubraliśmy kurtki przeciwdeszczowe i
ruszyliśmy w drogę. Przejazd przez miasto był szybki. Minuta, dwie na selfi z
Louvre i szklaną piramidą w tle. To samo z katedrą Notre-Dame. GPS rowerowy
mocno się tu sprawdził. Wyznaczał nam najkrótszą drogę wśród niezliczonej
ilości uliczek Paryża.
Ostatecznie na nasz pociąg spóźniliśmy się kilkanaście
minut. Na szczęście z pomocą Pana z informacji udało nam się zakupić bilety na
pociąg odjeżdżający godzinę później. Dużej straty więc nie było.
Cały dzień zakończył się degustacją sera w przedziale
pociągu do Orleans.